Więc. Tak właściwie przygotowywałam się do innego wpisu, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Zresztą, nawet nie szykowałam w nim nic nadzwyczajnego. Dzisiaj pobawię się w kogoś na kształt krytyka filmowego, ale na swój sposób.
Film, którego temat pragnę poruszyć nosi nazwę "Charlie". Bardzo ładny, prosty tytuł, niczym nie przypominający oryginalnego - "The Perks of Being a Wallflower", a po polsku "Plusy bycia frajerem". Oczywiście "perks" nie znaczy "plusy", a "wallflower" - "frajer", aczkolwiek takie tłumaczenie wydaje mi się być najfajniejszą alternatywą :)
No. Film przedstawia historię nastoletniego chłopaka, który przez swoją nieśmiałość i małe problemy psychiczne ma trudności z nawiązaniem dobrego kontaktu wśród rówieśników. Jednak spotkanie szalonego Patricka i pięknej Sam zapoczątkowuje historię niezwykłej przyjaźni. Ale czym byłby film bez przeciwności losu? Biedny Charlie nie ma łatwo, lecz dzięki dobremu sercu i przełamywaniu swoich granic, ma szanse na kompletną zmianę swojego życia.
Ok, właśnie ustaliliśmy, że krytykiem filmowym nie zostanę, ale mimo wszystko bardzo polecam tę produkcję. Opis, moim zdaniem, nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale scenariusz, reżyseria, muzyka, obsada! Wszystko świetne!
Za post zabrałam się właściwie dlatego, że już dawno nie obejrzałam filmu, który chciałabym zobaczyć jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz znowu. Bardzo motywuje. Od siebie dodam jeszcze tyle, że moim zdaniem wielu fanów filmu zauważyło właśnie to, że "możemy wszystko, yolo!", ale mało kto dostrzegł, że drogą do tego jest przełamywanie się, znajdowanie w sobie tej krzty odwagi. Stąd, nawiązując do tego, moimi perełkami w filmie są dwa momenty. Jeden, gdy Charlie przełamuje się i zagaduje do Patricka na meczu (co doprowadziło do cudownych rzeczy, jak np. spotkanie swojej miłości - Sam) oraz drugi..:
Zapraszam do tańca ;)
(koniecznie całość, to tylko 2 minuty)
*produkcja na podstawie książki Stephena Chobsky'ego.
Za post zabrałam się właściwie dlatego, że już dawno nie obejrzałam filmu, który chciałabym zobaczyć jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz znowu. Bardzo motywuje. Od siebie dodam jeszcze tyle, że moim zdaniem wielu fanów filmu zauważyło właśnie to, że "możemy wszystko, yolo!", ale mało kto dostrzegł, że drogą do tego jest przełamywanie się, znajdowanie w sobie tej krzty odwagi. Stąd, nawiązując do tego, moimi perełkami w filmie są dwa momenty. Jeden, gdy Charlie przełamuje się i zagaduje do Patricka na meczu (co doprowadziło do cudownych rzeczy, jak np. spotkanie swojej miłości - Sam) oraz drugi..:
Zapraszam do tańca ;)
(koniecznie całość, to tylko 2 minuty)
*produkcja na podstawie książki Stephena Chobsky'ego.